środa, 7 marca 2012

61,7

 Nie powiem, nie jest łatwo. Najbardziej dotkliwy jest ból, mówiąc oględnie w rejonie guzów kulszowych. Czyt. "przeraźliwie boli mnie dupsko". Nie jest to raczej wina siodełka, tylko wygrzewania rzeczonego zadka na miękkich fotelach od zeszłego roku, poza tym dziś boli JAKBY mniej, więc jest szansa, że przywyknę.

 Przeraża mnie ruch uliczny - zarówno samochody, jak i piesi. Ci pierwsi, stający na przejściach dla pieszych, zastawiający ścieżki rowerowe, wymuszający pierwszeństwo. Piesi, cierpiący na syndrom "czerwonego dywanu" - czy wyłożona czerwoną kostką ścieżka dla rowerów jest wygodniejsza, że przyciąga spacerowiczów jak magnes? Czy to, że chodnik jest szeroki, oznacza, że trzeba po nim iść środkiem? A zadzwonić nie mogę, bo to ON ma pierwszeństwo i zaraz będzie awantura... A same chodniki? Dramat; teoretycznie rower może poruszać się tylko po takim, który jest szerszy niż 2 metry. Większość nie jest, a te które są, mają dziury, jak plaster szwajcarskiego sera.

 Kolega-rowerzysta poleca mi nauczyć się jeździć w ruchu ulicznym - dziś przejechałam w ten sposób fragment 7-mio kilometrowej trasy do pracy. Jechałam z duszą na ramieniu i uciekłam na ścieżkę rowerową, gdy tylko się pojawiła... Za duży strach, że ktoś mnie trąci... Dla niego rysa, a dla mnie - potencjalna kaplica.

 Niemniej - podoba mi się :D Mimo, że obiektywnie jadę wolniej, niż autobus, to nie dotyczą mnie przystanki, nie tkwię w korkach, a przy okazji - dbam o swe nadobne ciało. Pokonanie trasy dom-praca zajmuje mi niecałe 45 minut, a mam zamiar zredukować ten czas do 30 minut (nie mam pojęcia, czy to realne - czas pokaże).

 Wczoraj kupiona waga z Lidla (39,90) wskazała dziś rano 61,7 kg. Plan - 5 kilo w dół.

 Plan tuningu - srebrne dynamo, srebrna lampka na przód, koszyk na kierownicę (do wożenia malowniczego pora) i ewentualnie jakaś sakwa na tył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz