środa, 28 marca 2012

Złość

 Na siebie głównie, a jakże.

 Bo kupując rower, nie przyjrzałam się kołom. Uwierzyłam miłemu panu, który napisał, że opony są nowe - chociaż wymieniający je w piątek pan w serwisie nie mógł wyjść z szoku, że trzymały się felgi - bo dosłownie rozsypały się w rękach. 100 zł poszło w nowe opony.

 Zła jestem, bo nie urodziłam się z dodatkową parą rąk, i choć w sobotę skopałam dodatkowe 15 m2 ogródka, to w niedzielę już za cholerę nie byłam w stanie tej powierzchni wypielić z perzu.

 Złość mnie ogarnia, bo choć żywię się zdrowo, w niedzielę przejechałam łącznie 50 km i jeżdżę niemal codziennie - to dupsko nie chce maleć, a waga złośliwie stoi w miejscu.

 Wkurzona chodzę, bo mimo masek z miodem, olejów i delikatnych szamponów, po każdym myciu z odpływu wyciągam kołtun, a przy rozczesywaniu końcówek mam ochotę wyć, kląć i złorzeczyć.

 I w ogóle argh i grr.

 A w weekend ma lać i pewnie z pielenia cz. 2, tyczenia ścieżek i siania łubinu, by co nieco glebę reanimować po latach leżenia odłogiem, guzik wyjdzie.

 Suchy plan obsadzeń wygląda następująco:

 Tipi będzie trójkątną konstrukcją z gałęzi,  po której planowo ma wspinać się groszek, zaś w przyszłym roku nasturcja. Karczochy planowo mają wytrzymać więcej, niż jeden sezon, jednak wszystko zależy od tego, czy wyrosną dość mocne, by po odpowiednim przykryciu, przetrwać zimę. Są dość wymagające, dlatego obawiam się, czy dadzą radę, jednak to w powyższym zestawieniu jedyna roślina, która potrzebuje gleb żyznych i dobrze uprawionych. A nuż się uda :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz