wtorek, 13 marca 2012

Porwałam się z nitką na włoski

 Po ojcu, poza ciężkim jak głaz narzutowy charakterem, odziedziczyłam jakość i bujność owłosienia. Na swoje nieszczęście, nie tylko tych, na których mi najbardziej zależy - posiadam również okazały i wyjątkowo odporny las na nogach, busz na rękach, krzaki nad oczami, oraz - może nie spektakularny, ale jednak - wąsik. Cóż zrobić, taka moja paskudna uroda! O ile okres zimowy pozwolił na delikatne zapuszczenie się tu i ówdzie, to sezon ochronny dla sarenek definitywnie się kończy; co za tym idzie, postanowiłam wziąć się i pęsetę w garść i w końcu zrobić porządek - na początek z brwiami.

 Nienawidzę, och, jak strasznie nienawidzę tego robić!

 Nie wiem, czy wspominałam, ale jestem ślepa - może nie do końca jak kret, ale mam dość konkretną wadę wzroku, co za tym idzie - czynności precyzyjne, takie jak skubanie włosków, muszę wykonywać albo w soczewkach, albo z twarzą przysuniętą do lusterka na centymetr. Moje pole ostrego widzenia kończy się po jakichś pięciu centymetrach, więc próby złapania tego jednego, cholernego włoska trwają zawsze po kilka minut, a przy okazji zawsze co najmniej kilka razy solidnie się uszczypnę.

 Tak więc... nienawidzę.

 ALE... oczywiście musi być jakieś ale ;)

 Podczas leniwej wędrówki po blogach, trafiłam na intrygujące hasło: nitkowanie brwi. Spontanicznie wyobraziłam sobie a) brwi wyskubane do wątłego rządka pojedynczych włosków b) łapanie każdego kłaczka na miniaturowe lasso. No bo, what the hell? Jak wyrwać sobie włosy nitką?



A tak, tzn. bardzo prosto:


W skrócie: urywa się nitkę (może być bawełniana, ale im bardziej sprężysta i mniej kudłata, tym podobno lepiej - poleca się jedwabne) długości circa przedramienia, wiąże tak, by stworzyć pętlę. W nią wkładamy palce - mały, serdeczny i środkowy obu dłoni, nitkę skręcamy, by zrobiły się nam dwie pętle, a następnie robimy to, co widać na filmie :D Włoski łapią się w skręcającą się nić jak w mini-depilator i są bezlitośnie wyrywane.

Zalety:
  • Jest 10 razy szybciej niż pęsetą. 
  • Wyrywane są wszystkie włoski jak leci, nie tylko te, które widać, dzięki czemu uzyskujemy idealnie gładką skórę. 
  • Nie ma możliwości ucięcia włoska przy skórze, tak jak przy pęsetce - po prostu jest to niemożliwe.
  • Nie boli mniej, ale boli krócej; nie da się też złapać i uszkodzić samej skóry.
  • Nić - lepsza czy gorsza - znajdzie się w każdym domu. Pęsetki - zwłaszcza te dobre - uwielbiają ginąć (podejrzewam je o zmowę ze skarpetkami i spinkami do włosów).
Wady:
  • Żeby nie było za pięknie: nie jest łatwo, przynajmniej na początku - żeby w ogóle nauczyć się łapać włoski, trzeba się nieźle nagimnastykować, zerwać trzy razy nitkę i kląć tak, żeby facet przyleciał z pokoju obok i patrzył jak się krzywdzisz, a potem syczeć z bólu, gdy nitka się "zatnie". 
  • Niestety również na początku ciężko mówić o jakiejkolwiek precyzji, a niestety, nitkowanie ma to do siebie, że masakruje wkręcone włoski i ciężko je potem doprowadzić do ładu.
 Po zabiegu przetarłam depilowane powierzchnie tonikiem Lirene (fioletowy, do cery tłustej) - rano po początkowym zaczerwienieniu nie było śladu, nie wyskoczyły mi też żadne syfki, czego się nieco obawiałam. Alleluja! Dodam, że z rozpędu pozbyłam się tą metodą niemal całego puszku znad górnej wargi. I nie umarłam z bólu!

 Ogólnie - pomimo trudności na starcie - jestem zadowolona z tego odkrycia :) Na licznych filmach na YT widać, jak sprawnie idzie nitkowanie dziewczynom, nie widzę zatem powodów, by ktokolwiek miał się tego nie nauczyć - nawet taka manualna kaleka, jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz